czwartek, 14 listopada 2013

Mój Bosfor / My Bosphorus

Uff,

Po dość przydługim wstępie nadszedł czas na coś lżejszego lub przynajmniej bardziej okraszonego zdjęciami :)

Zdecydowałam, ze mój pierwszy post będzie dotyczył podróży po Bosforze, jako że jest to ważna część mojego planu dnia. Dzięki nim docieram na uczelnię, zwiedzam zabytki, spotykam się z przyjaciółmi... czyli robię niemal wszystko. O niezwykłej popularności tej cieśniny świadczy fakt, że Bosfor jest – dosłownie i w przenośni - bohaterem wielu książek i filmów, o czym można się przekonać czytając wydaną niedawno książkę 100 Filmów o Stambule.

Jako uczennica słyszałam o cieśninach Bosfor i Dardanele, ale naprawdę nigdy nie przypuszczałam, że pewnego dnia pływanie jedną z nich będzie dla mnie na porządku dziennym. Bosfor był zawsze czymś abstrakcyjnym, pojęciem geograficznym i historycznym. I nagle znalazłam się w samym środku czegoś, o czym dotychczas słyszałam tylko w szkole.

Pamiętam mój pierwszy dzień w Stambule – po 12 godzinnej podróży i tylko jednej godzinie snu byłam nieżywa. Jednak gdy tylko wsiedliśmy na łódź (do przystani Kabataş, o ile się nie mylę), zapomniałam o braku snu, głodzie, zagubieniu. Dotarło do mnie, że Bosfor jest dokładnie taki sam, jak sobie wyobrażałam, a jednocześnie zupełnie inny. Pierwsze, co ujrzeliśmy, to przepiękny XIX-wieczny dworzec kolejowy Haydarpaşa – punkt, który miał mi towarzyszyć każdego kolejnego dnia w Stambule. Następnie – port pełen chińskich kontenerów i maszyn. Kolejnym przystankiem była Wieża Panny, która jest niejako symbolem tego miasta. Jest to malutka, ale niesamowicie urocza wieżyczka zaraz przy wybrzeżu Üsküdar. Zaraz potem zaskoczył nas i oszołomił widok ogromnego (ponad 1,5 km) mostu Bosforskiego. Cały czas nie mogę się zdecydować, czy bardziej podoba mi się za dnia czy też w nocy. Europejskie wybrzeże dzielnic Beşiktaş i Örtaköy całkowicie różniło się od azjatyckiego. Naszym oczom ukazały się niebieskie wieżowce o różnych kształtach i rozmiarach. Jakże to było odmienne od pokrytego meczetami i małymi domkami azjatyckiego Üsküdaru!

Oczekiwałam na więcej i dostałam swoje. Kiedy tylko wpłynęliśmy do zatoki Złoty Róg, ujrzeliśmy jeszcze inny widok. Oto stara dzielnica Stambułu, Fatih, z muzeum Hagia Sophia, Błękitnym Meczetem, Pałacem Topkapı i Nowym Meczetem z jednej strony, z drugiej zaś – kwartał Beyoğlu z charakterystyczną Wieżą Galata i starymi kamienicami. Zastygli w zdumieniu ujrzeliśmy przytulny most Galata pełen kafejek i barów na dolnym poziomie, na górnym zaś – zapełniony rzędami rybaków. Nie wiem czemu, ale ten most – mimo iż niepozorny – ma dla mnie jakąś specjalną moc. Spacer po nim działa na mnie kojąco i za każdym razem, kiedy go widzę, mimowolnie się uśmiecham. Nie polecam go jednak wrażliwym na rybie zapachy. Po prostu tam nie idźcie ;)

O Bosforze, Złotym Rogu i Morzu Marmara można pisać bez końca. Ja mam to szczęście, że wszystkie trzy są na mojej codziennej trasie. Życie na Kadıköy ma więc konkretne zalety :) Oczywiście nie wymieniłam wszystkich tych cudowności, które można spotkać na drodze z Azji do Europy. To zaskakujące, ale po prawie dwóch miesiącach w Stambule i po odbywaniu przynajmniej dwóch wycieczek statkiem dziennie, nie czuję się ani trochę znużona. Czasami łapię się na tym, że mimowolnie zaczynam patrzeć przez okna wodnego tramwaju i dostrzegam coś zupełnie nowego. A to światło inaczej pada na dach Hagia Sophia, a to po raz kolejny podziwiam niesamowicie oświetlony most Bosforski, innym razem Wieża Galata przybiera nowy tajemniczy wygląd. Każdego dnia mogę odłożyć czytaną książkę, słownik czy cokolwiek innego i po prostu patrzeć.

Może to zabrzmi melancholijnie, ale pamiętam jak jednego z pierwszych wieczorów w Stambule wsiadłam na łódkę z przystani w Eminönü i siadłam w części odkrytej (później przypłaciłam to przeziębieniem ;)). Znienacka muezzin z Nowego Meczetu zaczął śpiewać, wzywając wiernych na modlitwę. Spojrzałam na ludzi, którzy towarzyszyli mi w podróży, a dla których była ona rzeczą normalną, może nawet męczącą, a potem skierowałam swój wzrok na most Galata. Dotarło do mnie, że po tych wszystkich latach wreszcie jestem tu – w mieście, o którym marzyłam. I wtedy zwyczajnie rozpłakałam się ze szczęścia i wdzięczności.

Ale wracając jeszcze na ziemię... Niewątpliwą zaletą łodzi jest to, że kiedy już się na nią wsiądzie – nic więcej nie można zrobić. Mamy 20 minut i nigdy nie będzie to dłużej ani krócej. Dla takich ludzi jak ja, którzy są zawsze spóźnieni, jest to moment w którym nie możemy nic zrobić, jak tylko usiąść wygodnie i poczytać książkę lub przekąsić serowego tosta. Kiedy już wysiądę ze statku, mogę pędzić, biegnąć, ale w ciągu tych 20 minut nie mam innego wyjścia, jak zdać się na łaskę łodzi.   

Specjalne podziękowania dla Zofii Olender, niestrudzonej fotografki piękna Stambułu! Jeśli zobaczycie na moim blogu naprawdę niesamowite zdjęcia - oznacza to, ze są one zrobione przez Zosię :)


Haydarpaşa Garı / Haydarpaşa Train Station


Kız Kulesi / The Maiden Tower


Boğaz Köprüsü / The Bosphorus Bridge

Beyoğlu with Galata Tower from one side... [fot. Zofia Olender]

...and Fatih with Sultanahmet (Blue Mosque) and Ayasofya on the other :) [fot. Zofia Olender]


Phew,

After the longish beginning, it is time for something less serious. Or at least – with more pictures :)

I decided my first post will be about Bosphorus, as it is my daily route from home to the university and for sightseeing, meeting friends... basically everything. By reading a recently released book 100 Films of Istanbul we can see that Bosphorus is – literally and figuratively – a hero of many books and films.

All my student life, I have heard about the Bosphorus and Dardanelles straits, but I’ve never thought that someday I will actually go through one of them on a daily basis. Bosphorus was always something abstract, some geographical and historical point on the map. And suddenly I found myself there, right in the middle.

I remember my first day in Istanbul – after 12 hours of journey and one hour of sleep, I was exhausted. But once we got on the boat (it was to Kabataş as far as I remember), I forgot about the lack of sleep, hunger, confusion. I realised that Bosphorus was exactly the same as I  had imagined it and at the same time, totally different. The first thing we saw was the beautiful 19th century Haydarpaşa train station, a landmark that was going to accompany me every day. Then the harbour, full of Chinese containers and machines. The next stop was the Maiden Tower, a symbol of Istanbul; a small but very charming place just next to Üsküdar shore. After that, we were astonished by the beauty and greatness of the Bosphorus Bridge, which is over 1.5 km long. I still cannot decide when it looks better – during the day or during the night. The European seashore of Beşiktaş and Örtaköy was totally different from the Asian one. What we saw were blue skyscrapers in different shapes and heights. How different it was from the Asian Üsküdar, full of mosques and houses!

I was waiting for more... and I got what I wanted. We had just entered The Golden Horn to see a completely different view – Fatih, the old quarter with Hagia Sophia, Blue Mosque, Topkapı Palace, and later – the New Mosque on one side and Beyoğlu on the other, with its Galata Tower and old tenement houses. We gasped in amazement as we saw a cosy Galata Bridge full of cafes and bars on the lower level and keen fishermen on the upper. I don’t know why, but this bridge has a special power to me. Walking on it soothes me and every time I see it, I smile. I don’t recommend it to those of you whose noses are sensitive to the smell of fish, though. Just don’t go there :)

You can write endlessly about the Bosphorus, Golden Horn, Marmara Sea. I am so lucky to pass them every day – living in Kadıköy has certain benefits :) And of course I haven’t mentioned all those gorgeous things you can see on your way from Asia to Europe. Funny thing is that after almost two months of at least two trips like that every single day, I still do not feel tired or bored. Sometimes I catch myself staring through the window of a ferry and observing something brand new. It may be a different light on the Hagia Sophia’s roof, the amazing illumination of the Bosphorus Bridge, or a mysterious look of the Galata Tower. Every day I can drop my book, my dictionary or whatever I am doing and just look.

It might sound melancholic, but one of the very first evenings in Istanbul I got on the ferry at Eminönü pier and I sat in the open-air part of the ferry (I paid for that later with a cold ;)). Suddenly, the muezzin started to sing from the New Mosque, calling people for prayer. I looked at all those people for whom this trip was something mundane, maybe even tiring, and then I looked at the Galata Bridge and realised that after all this time I am finally here – in the city I dreamed about. I just burst into tears of happiness and gratitude.


But coming back to the Earth... The good thing about ferries is that once you get on one, there is nothing you can do. You just have 20 minutes and it is not going to take longer or shorter. I am one of those people who are always late; here, I accepted that I can do nothing but sit comfortably and read a book or order cheese toast. After that, I can rush, I can run, but during those 20 minutes I have no other option but to let the boat do her thing.

Special thanks for Zofia Olender, the tireless photographer of Istanbul beauty! If you see on my blog a really stunning pictures - it means they were taken by her :)

Going home...

Haydarpasa in the evening...

Foto: Hüzün
Korekta: Agata Ostrowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz