sobota, 25 stycznia 2014

Turcja Post-Gezi? / Post-Gezi Turkey?

Kadıköy, 2 w nocy. Wracam szybkim krokiem do domu, gdy z naprzeciwka wyłania się grupka mężczyzn. Jeden daje znać drugiemu, ten podchodzi do muru przy lokalnym kościele i wyciąga puszkę sprayu. Nie mam wątpliwości, co zamierza napisać. Tuż obok widnieje świeży napis, który nie mówi nic dobrego o AKP, rządzącej partii premiera Recepa Tayyipa Erdoğana. Rano kilkaset tysięcy stambulczyków ujrzy ten napis. Niektórzy przejdą obojętnie obok, inni wspomną znajomym. Jeszcze inni – tak jak ja – o tym napiszą.

Kadıköy jest jedną z dzielnic, które najbardziej wyróżniły się podczas tegorocznych protestów. Po europejskiej stronie to plac Taksim był centrum wydarzeń, po azjatyckiej – właśnie Kadıköy, zamożna dzielnica, zamieszkana przez młodych, dobrze wykształconych ludzi, którzy za dnia pędzą na statek do pracy, a wieczorami rozwieszają plakaty i organizują wiece. W dużym stopniu są to także studenci stambulskich uniwersytetów, które można nazwać „bastionem” protestujących.

Wszelkie przedsięwzięcia protestujących są przygotowywane z niesamowitym pietyzmem – plakaty przykuwają uwagę, każde wydarzenie ma swoją stronę na Facebooku i Twitterze. Powstają hashtagi, takie jak: #GeziParki, #TaksimGeziParki, #SokağaCıkmaVakti, #ocupygezi czy obecnie: #AsrınHukukSkandalı, #AKPgate. To głównie media społecznościowe są nośnikiem informacji na temat protestów. Tureckim mediom tradycyjnym zarzuca się bierność, przynajmniej w początkowej fazie wystąpień, i milczenie w kwestii działań policji. Pinar Elman, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, celnie ujęła to, pisząc właśnie na Twitterze (odwołując się do protestów mających miejsce na Ukrainie): While #Euromaidan is broadcasted on Ukrainian TV, Turkish media showed pinguins during #Gezi (Podczas gdy Euromajdan jest pokazywany w ukraińskiej telewizji, tureckie media pokazywały pingwiny podczas Gezi). Rozgoryczenie Turków poziomem hipokryzji w mediach i w świecie polityki widać także teraz – po ujawnieniu afery korupcyjnej w kręgach partyjnych Internet aż huczy od złośliwych komentarzy.

Polityka medialna jest jednak bezlitosna. Wcześniej odsunięta na bok „arabska wiosna” wróciła do łask dziennikarzy – wszak mija właśnie trzeci rok od jej wybuchu, a tym samym nadchodzi czas na podsumowania i prognozy. Fala wybuchów społecznego niezadowolenia dotyka Ukrainę, której symbolem jest Plac Niezależności, znany jako Euromajdan. A Turcja schodzi na bok, choć w sposób desperacki próbuje o sobie przypomnieć – z jednej strony mamy aferę korupcyjną (ochrzczoną jako AKPgate), z drugiej – ponowne negocjacje z UE. Polscy politycy świetnie odnajdują się w tej gorączce protestów. Kilka lat temu jeździli do Tunezji, w tym roku pojawili się na placu Taksim, teraz widać ich na Majdanie.

To, że temat Turcji nie jest już tak chwytliwy jak jeszcze kilka miesięcy temu, nie oznacza, że protesty ustały. Media skupiają się dziś na scenariuszach dla partii rządzącej, rozpatrując turecki problem w ich ulubionych kategoriach: państwa świeckiego i państwa religijnego, laicyzmu i islamu. Poszukując powiązań między „arabskim przebudzeniem” a „turecką wiosną”, dziennikarze zapomnieli, że konflikt nie miał tylko podłoża religijnego, ale także, a może przede wszystkim, ekonomiczne. Problemem Turcji nie była i nie jest jej „islamizacja”, ale raczej to, co widzimy dziś w mediach – wszechobecna korupcja, nepotyzm, odwrót od negocjacji z Unią Europejską, ograniczanie kluczowych wolności. Jedną z największych narracji stała się ta przedstawiająca protesty jako walkę o państwo świeckie a nie społeczeństwo obywatelskie. Podczas gdy zachodnie media mówiły głównie o kolejnych ustawach ograniczających zakup alkoholu po godzinie 22, o zniesieniu zakazu noszenia chust przez kobiety sprawujące urzędy publiczne czy o osobnych mieszkaniach dla kobiet i mężczyzn, tureccy dziennikarze i blogerzy wskazywali na nadużycia na najwyższych szczeblach władzy, omawiali politykę względem mniejszości etnicznych oraz „zamykanie ust” dziennikarzom krytykującym rząd. A efekty tych zmagań widać już dziś – odwołane zostały wysoko postawione osoby z korpusu służby cywilnej, Turcję czeka rekonstrukcja rządu, raporty donoszą o mocno ograniczanej wolności słowa.

To są bolączki współczesnej Turcji, zresztą nie tak odległe od naszego podwórka. Czym jest więc ta „post-Gezi Turkey”? Co kryje się za tym zwrotem, który ma opisywać rzeczywistość turecką po wybuchach masowego niezadowolenia?

O tym, że być może „post-Gezi” nie jest tylko utartym frazesem, świadczy nowa fala protestów, jaka wybuchła po aferze korupcyjnej. Tłumy znów wyległy na ulice Kadıköy oraz na plac Taksim. Ludzie już wiedzą jak mogą zwrócić oczy całego świata na swoją sytuację, wiedzą jak sprowokować policję. Nie boją się gazu pieprzowego i gumowych pocisków. Myślę, że w tym tkwi „syndrom post-Gezi” – domaganie się swoich praw oraz pokazanie opinii publicznej o co chodzi zwykłym ludziom pojawia się oddolnie, jest wynikiem współpracy młodych ludzi. Z drugiej strony – „post-Gezi” to także wyzwolenie z dotychczasowych narracji i dominacji jednostronnego dyskursu. To pokazanie, że nie tylko zachodnie media mają monopol na przekazywanie informacji, ale ludzie obecni w parku Gezi czy na alei Istiklal mają głos i prawo do wypowiedzi. Chciałabym wierzyć, że po walkach o park Gezi tureccy obywatele zaczynają się mobilizować i potrafią tworzyć świadome społeczeństwo obywatelskie.

Bardzo przypadły mi do gustu słowa Juliana de Medeirosa, który pisze: Rozmawiałem z wieloma Turkami, którzy obawiali się, że ich państwo zostało przedstawione jako kraj zacofany i totalitarny, a nie jako sprawnie działająca demokracja, która doświadcza gwałtownej czkawki jako rezultatu źle zorientowanej polityki lidera partii rządzącej.

Dla zainteresowanych tematem:
Welcome to Post-Gezi Turkey, Orhan Kemal Cengiz: 
http://www.al-monitor.com/pulse/originals/2013/09/turkey-gezi-park-protests-quashed-democracy-polarized.html

Turkey's Twitter Firestorm, Al-Jazeera Stream: 
http://stream.aljazeera.com/story/201312312240-0023285

*

Kadıköy, 2 a.m. I’m heading back home when a group of men appears in front of me. One of them shows something to the other. He approaches the wall of the nearby church and takes out a can of spray. I have no doubts of what he intends to write. Just on the next wall there is a freshly-written slogan that says nothing good about AKP, the ruling party of the prime minister Recep Tayyip Erdoğan. In the morning, thousands of Istanbul citizens will see this slogan. Some of them will pass carelessly by,  others will tell their friends. Still others will write about it – as do I.

Kadıköy is one of the districts that were most visible during the protests. On the European side, it was the Taksim square that was the center of all the events, while on the Asian side it was Kadıköy. This wealthy district is inhabited mostly by well-educated young people, who run for their ferry to work during the day, and  hang posters and organize rallies by night. Many of them are students of Istanbul universities, which can easily be called ‘bastions of the protesters’.

All the protests are meticulously prepared – posters are really eye-catching, every event has a Facebook or Twitter page. There are plenty of new hashtags, such as: #GeziParki, #TaksimGeziParki, #SokağaCıkmaVakti, #ocupygezi or now: #AsrınHukukSkandalı, #AKPgate. Social media are the main information carriers about the protest. Turkish media were criticized for being passive, at least at the beginning of demonstrations, and for being silent about drastic police actions. Pinar Elaman, the analyst of the Polish Institute of International Affairs, grasped it accurately on her Twitter account (referring to protests in Ukraine): While #Euromaidan is broadcasted on Ukrainian TV, Turkish media showed pinguins durin #Gezi. The exasperation with the level of hypocrisy on the part of the media and the politics is seen even  now – after the revelations about corruption within the AKP, the Internet is full of malicious comments.

The media policy is ruthless, though. Formerly pushed aside, ‘Arab Spring’ is back in favour – the third anniversary of its outbreak has just been marked and now comes the time for summaries and predictions. The wave of outbursts of social discontent touches Ukraine, whose symbol became Independence Square, known as Euromaidan. And now Turkey is pushed aside, although it tries very desperately not to be forgotten – on one side we have the corruption probe (known now as AKPgate), on the other – renewed negotiations with the EU. Polish politicians are happy to find themselves in the heat of protests. A few years, ago they went to Tunisia, this year they appeared on Taksim Square, now we can see them on Maidan.

But the fact that Turkey is no longer as popular as it was a few months ago doesn’t mean that the protests have stopped. The media are focused on coming up with possible scenarios for the ruling party, regarding only their favourite aspects of the Turkish problem: the secular state versus the religious state, secularism vs. Islam. Seeking for ties between the ‘Arab Awakening’ and the ‘Turkish Spring’, the journalists seem to forget that the conflict had not only a religious background, but also, or maybe mainly, economic. The principal problem of Turkey has never been the ‘islamization’, but rather what we see in the media nowadays – the pervasive corruption, the nepotism, the withdrawal from EU negotiations, the restrictions on main freedoms. One of the biggest narrations was the one which showed the protests as a fight for a secular state rather than the struggle for a civil society. While the Western media were talking about new laws limiting alcohol sales, lifting the ban of wearing headscarves by women in public offices or separate flats for women and men, the Turkish journalists and bloggers pointed out the abuse of power on the highest levels, the policy towards ethnic minorities and muzzling the journalists who criticise the government. The effects of those struggles are seen right now – high-ranked officials were removed from the corps of civil service, the Turkish government is undergoing a reconstruction, and there are reports about curbing the freedom of speech.

These are the ills of Turkey nowadays, which – to be honest – don’t seem to be that far away from our playground. What is the ‘post-Gezi Turkey’? What is hidden behind this catchphrase, which is supposed to explain the Turkish reality after all those mass outbreaks?

The new wave of protest shows that maybe ‘post-Gezi Turkey’ is not just a phrase. Again there are crowds in the streets of Kadıköy and on Taksim Square . People already know how to get the entire world to pay attention to their situation, they know how to provoke the police. They are not afraid of pepper spray and rubber bullets. I think this is what ‘post-Gezi syndrome’ should be – demanding the rights and showing to the public opinion what ordinary people want from bottom up, being the result of the cooperation of young people. On the other hand, ‘post-Gezi’ is also liberation from the previous narratives and domination of one-sided discourse. It shows that it is not only the Western media that have the monopoly on providing the information, but that the people present in the Gezi Park or on Istiklal Avenue also have a voice and a right to speak. I hope that, after all those protests, the Turkish citizens will be able to  get to action and create an aware civil society.

I really appreciate the following extract from an article by Julian de Medeiros: I spoke to many Turks who feared that their country was being misrepresented as a backward and totalitarian state, rather than a functioning democracy experiencing violent hiccups as the result of the misguided policies of a majoritarian leader. I think it is the best summary of what the Turkish people perceive and what the West does not always want to admit.

For further research: 
Welcome to Post-Gezi Turkey by Orhan Kemal Cengiz: 
http://www.al-monitor.com/pulse/originals/2013/09/turkey-gezi-park-protests-quashed-democracy-polarized.html

Turkey's Twitter Firestorm by Al-Jazeera Stream: 
http://stream.aljazeera.com/story/201312312240-0023285


Jeden z wielu protestów w dzielnicy Kadıköy / One of many protests in Kadıköy district

Święto Republiki 29 października, napis: 'Nowa republika - republika socjalistyczna!' / The Republic Day 29 October, the poster: 'New Republic - The Socialist Republic!'

Święto Republiki, napis: 'Niech żyje Republika! / The Republic Day, the poster: 'Long live Republic!'

Święto Republiki, do kupienia szaliki z podobizną Mustafy Kemala wyrażające dumę z bycia Turkiem / The Republic Day, scarves with Mustafa Kemal image expressing the pride of being Turkish

Pomnik Republiki na placu Taksim - główny ośrodek protestów / Monument of the Republic on Taksim Square - the center of all protests 


Foto: Huzun

Korekta: Agata Ostrowska


wtorek, 7 stycznia 2014

Bazar - esencja Stambułu / Bazaar - the essence of Istanbul

Bazar Wtorkowy w dzielnicy Kadıköy - jeden z największych w Stambule / Tuesday Bazaar in Kadıköy district - one of the biggest in Istanbul

Merhaba!

Wiem, jak bardzo zaniedbałam bloga ostatnimi czasy, ale świąteczny nastrój i szybka wizyta w Polsce nie pozwoliły mi skończyć mojego artykułu o Turcji epoki ‘post-Gezi’. Ciągle nad nim pracuję, a tymczasem postanowiłam uraczyć Was wpisem o bazarach, które nieodłącznie kojarzą się z Turcją. Oczywiście większość z nas zna Wielki Bazar (lub też Kryty Bazar), zwany po turecku Kapalıçarşı. Chcę jednak, by ten artykuł dotyczył raczej mniej turystycznych bazarów, czyli takich, na których trudno dostrzec gości z zagranicy, a dogadać można się jedynie po turecku. Nie odkryłam jeszcze wszystkich stambulskich bazarów, ale te, na których byłam, zachwycają feerią barw i zapachów, a ceny ubrań powodują przyspieszone bicie serca.

Tureckie bazary umiejscowione są zazwyczaj w bocznych ulicach, gdzie na co dzień funkcjonują sklepiki i punkty usługowe. Kiedy nadchodzi dzień targowy, uliczki zmieniają się w korytarze gęsto pokryte stoiskami. Są one zazwyczaj niedbale przykryte płachtą i podejrzewam, że na ten jeden dzień życie mieszkańców kamienic staje się istnym koszmarem ;) Bazar dzieli się zazwyczaj na część z produktami spożywczymi, wśród których dominują owoce, warzywa, sery oraz ryby, część z szeroko rozumianym gospodarstwem domowym, i wreszcie dział odzieżowy. Jedno jest pewne – jeśli chcemy kupić najświeższe, pachnące i zdrowe owoce czy warzywa, musimy udać się na targ. Podobnie jeśli zależy nam na niedrogich ubraniach, najlepiej z efektownym logo Dolce&Gabbana lub Michaela Korsa J

Ja osobiście najbardziej lubię działy spożywcze. Przechadzając się alejami pełnymi kolorowych oliwek, soczyście zielonych sałat, krwisto-czerwonych pomidorów czy też dorodnych winogron i pachnących słońcem pomarańczy, chciałoby się wszystkich dotknąć i wszystkie powąchać. Nawet ostre zapachy ryb czy też słonych serów są dla mnie czymś niesamowitym. Wszystkie produkty są zawsze ułożone z niesamowitą precyzją – Turcy wiedzą, jak zaprezentować zwykłą cytrynę tak, by każdy chciał ją kupić.

Z kolei sekcja z ubraniami to istny raj dla poszukiwaczy tanich materiałów. Oczywiście, większość z nich to resztki kolekcji znanych marek lub wadliwe produkty z fabryk Bershki, Stradivariusa czy Mango. Nie mówię już o podróbkach – są wszędzie, od torebek Korsa i Louis Vuitton poprzez zegarki Gucci po całe rzędy kosmetyków Diora, MAC czy też Bobbi Brown. Niemniej jednak, można upatrzyć też prawdziwe cudeńka – czy to bogato zdobione bluzki, czy też pięknie chusty. Ekspertką w tej dziedzinie jest Zosia, która kocha odkrywać stambulskie bazary i – w przeciwieństwie do mnie – zna je niemal na pamięć J Jest dla mnie zagadką to, że na bazarze nigdy nie jest zmęczona, nawet po 3 godzinach nieustannego chodzenia.

Bazar to sama esencja Stambułu i absolutny obowiązek dla każdego. Tamtejsza atmosfera powoduje, że na chwilę przenosimy się do innego wymiaru, gdzie słyszymy jedynie wykrzykiwane przez sprzedawców ceny, a cały świat kręci się wokół tego, by wydostać się żywym, lub przynajmniej w całości, z szalonego tłumu ludzi.

*

I know that I neglected my blog for the last few weeks, but the Christmas atmosphere and a quick visit to Poland didn’t let me finish my ‘post-Gezi Turkey’ article. I am still working on it and that’s why I decided to show you another Turkish phenomenon – bazaars. Of course most of us know the Grand Bazaar, known as Kapalıçarşı. However, I want this article to be about less touristy places, in which it is hard to find a guest from abroad and the only spoken language is Turkish. I haven’t discovered all Istanbul bazaars yet, but those which I visited are astonishing with the blaze of colours and smells, while the prices of clothes can really make your heart beat faster.

Turkish bazaars are mostly located in side streets, where small shops and service points are run on the daily basis. When the bazaar day comes, the streets change into corridors densely covered with stalls. They are carelessly covered with a sheet and I presume that the life of people living there changes into a nightmare for that very day ;) The bazaar is mostly divided into sections, e.g. the food section, mainly with fruits, vegetables, cheeses and fish, the household section and finally, the clothes section. One thing is undeniable – if you want to buy the freshest, most fragrant and healthy fruit or vegetables – you have to go to the bazaar. The same applies if you are looking for cheap clothes, especially with Dolce&Gabbana's or Michael Kors's eye-catching logo J

Personally, the food sections are my favourite. Walking down the streets full of colourful olives, lushly green salads, blood-red tomatoes, robust grapes and  oranges that smell of sunshine, I want to touch and smell all of them. Even the pungent smells of fish or salty cheeses are magnificent to me. All products are displayed with a tremendous precision – the Turkish know how to present an ordinary lemon so that everyone wants to buy it.

On the other hand, the clothes section is a real paradise for people looking for cheap fabrics seekers. Of course, most of them are leftovers from popular brands or defective products from the Bershka, Stradivarius or Mango factories. Not to mention fakes, which are everywhere, from Michael Kors and Louis Vuitton bags, to Gucci watches and the whole rows of Dior, MAC or Bobbi Brown cosmetics. Nevertheless, you can still find real treasures – richly decorated blouses or beautiful scarves. The expert in clothes is my friend Zosia who loves discovering new Istanbul bazaars and – contrary to me – knows them all by heart J It is always a mystery to me that she never gets tired there, even after 3 hours of walking around.

Bazaar is the essence of Istanbul and a must for everyone. The atmosphere there moves you to a different dimension, where you can only hear the prices shouted by the seller and the whole world is about getting out from this crazy crowd alive or at least in one piece.

Moje pierwsze doświadczenia z bazarem - bazar na Halkalı / My first bazaar experience - Halkalı bazaar

Świeżutkie warzywa / Fresh vegetables

Bazary to także biżuteria / Bazaars are also about jewellery

Ryby prosto z morza :) / Fishes right from the sea :)

Tysiące gatunków oliwek / Thousands kinds of olives

Bazar Fındıkzade - najlepsze miejsce na poszukiwanie znanych marek ;) / Fındıkzade bazaar - the best place to find famous brands ;) 

Granaty są wszędzie! / Pomegranates are everywhere!

Świeże boczniaki? Czemu nie? Od razu z patelni / Fresh mushrooms? Why not? Right from the pan

Rozkosz dla oka i nosa :) / Pure pleasure for eye and nose :) [fot. Zofia Olender]

Stoiska z ubraniami tuż obok warzywnych - Bazar Wtorkowy / Stalls with clothes right next to those with vegetables - Tuesday Bazaar [fot. Zofia Olender]

Bazar Fatih - najtańsze owoce i warzywa / Fatih Bazaar - the cheapest fruits and vegetables [fot. Zofia Olender]

Jest w czym wybierać! / There's a lot to choose! [fot. Zofia Olender]

Moda bazarowa / Bazaar fashion [fot. Zofia Olender]

Przyprawy wszystkich kolorów i smaków / Spices of all colours and flavours

Foto: Huzun

Korekta: Agata Ostrowska

piątek, 13 grudnia 2013

Wycieczki ze Stambułu #1: Kapadocja / Trips from Istanbul #1: Cappadocia



Merhaba! 

Jako że pracuję nad większym projektem, zdecydowałam, że przedstawię Wam coś lekkiego i miłego dla oka. Wybrałam więc Kapadocję – historyczny region w sercu Anatolii. To obowiązkowy punkt programu dla każdego, kto jest w Turcji i ma chwilę na podróże.

Od zarania dziejów Kapadocja była schronieniem dla chrześcijan i to właśnie tam rozwinęło się życie zakonne. Nie tylko zakonnicy ukrywali się w jaskiniach Kapadocji – były tam także mieszkania ludzi świeckich, o czym świadczy podziemna wioska Derinkuyu.

Kapadocja to przede wszystkim skały. Ich charakterystyczny kształt grzybów jest przedmiotem wielu żartów i nie muszę wyjaśniać dlaczego ;) Mimo wszystko, pobyt w tej krainie daje uczucie spokoju i wyciszenia (pomimo bardzo niskich temperatur). Warto nadmienić, że Kapadocja jest regionem, gdzie produkuje się znane tureckie wina. Możecie odwiedzić jedną z lokalnych winiarni i posmakować pysznego czerwonego wina.


Dla mnie najpiękniejsze były jednak Muzeum Göreme i Fabryka Ceramiki Çavuşin. Tylko spójrzcie na te małe dzieła sztuki! Są niesamowite :)

*

Merhaba!

As I am working on a serious article, I decided to provide you with something light and eye-pleasing. I chose to show you Cappadocia – a historical region in Anatolia, which is an absolute must if you are in Turkey and have time for travelling.

From the very beginning, Cappadocia was a shelter for Christians and it was there that the monastery life evolved. Not only monks were hiding in caves of Cappadocia; laymen also  lived there, for example in the village of Derinkuyu.

Cappadocia is mainly about the rocks, though. Their characteristic mushroom-like shapes are the subject of many jokes and I don’t need to explain why ;) However, being there gives you a unique feeling of peace and calm (despite harsh temperatures). It is also worth remembering that Cappadocia is the region where famous Turkish wine is produced. You can go to any winery there and taste its delicious red wine.

For me, the best were the Göreme Open Air Museum and the Çavuşin Ceramic Factory. Just look at those little masterpieces! They are stunning :)

Foto: Huzun
Korekta: Agata Ostrowska


Turkish delightful chocolate / Mmm.. turecka czekolada :)














Goreme Open Air Museum

Goreme Open Air Museum

Goreme Open Air Museum

Pigeon Valley




poniedziałek, 9 grudnia 2013

Spacer aleją Istiklal / A walk through Istiklal Street



Merhaba :)


Dziś postanowiłam zabrać Was na spacer po ulicy Istiklal, która jest chyba najbardziej rozpoznawalną aleją w Stambule. Jest znana nie tylko z niezliczonych kawiarni, restauracji, sklepów i klubów, ale także – a może przede wszystkim – ponieważ zaczyna się przy Placu Takism – symbolu tego miasta i ośrodku niedawnych protestów.

Ulica Istiklal jest położona w nowoczesnej dzielnicy Beyoğlu po europejskiej stronie miasta. Łączy ona Plac Taksim z kwartałem Karaköy, do którego dojeżdżamy zabytkową linią metra – drugą najstarszą w Europie. Sama nazwa Istiklal pochodzi od arabskiego słowa اِستقلال  (Istiqlāl), oznaczającego “niepodległość”, “wyzwolenie”. Nazwa ta jest jednak stosunkowo nowa – przez wieki aleja ta nazywała się Cadde-i Kebir – „Wielka Aleja”, a w XIX wieku jej nazwę zmieniono na Grande Rue de Péra. Idąc ulicą, możemy z łatwością dostrzec ślady z epoki europeizacji tej dzielnicy. Wystarczy wspomnieć, że na odcinku 1,5 km znajduje się tylko jeden meczet i kilka kościołów chrześcijańskich.

Zgodnie z moim nieocenionym przewodnikiem, zaczęłyśmy podróż od placu przy Tunelu, który jest punktem wysiadkowym z dzielnicy Karaköy. Również Wam chciałabym przybliżyć Istiklal od tej strony. Chodźmy! :)

1. Pierwszym przystankiem jest Sala Wirujących Derwiszy z Galaty – dla zainteresowanych zjawiskiem sufizmu i derwiszy lub dla fanów sztuki islamskiej. Ja należę raczej do tych drugich, więc w muzeum się nie zawiodłam. Mówiąc bardzo ogólnie, derwisze są jedną ze szkół w obrębie islamu sufickiego (uważanego przez sunnitów za herezję), której założycielem był Jalal ad-Din Rumi, znany jako Rumi lub też Mevlana (Mawlana). Stworzył on zakon zwany mewlewitami. To właśnie oni są Wirującymi Derwiszami.

W muzeum znajduje się unikatowa kolekcja instrumentów muzycznych, obiektów z życia codziennego i tych używanych do obrzędów religijnych. Sama hala jest ociekającym złotem pomieszczeniem, gdzie możemy podziwiać tradycyjny taniec derwiszy – sema. Cena tego pokazu mówi sama za siebie – to około 50 lir (~18 euro).

Dla mnie najbardziej zapierającymi dech w piersiach zabytkami były przykłady kaligrafii, którą uwielbiam. Wystarczy wspomnieć tu ręcznie spisane egzemplarze Koranu, Osmańskie tugry czy też koraniczne cytaty... wykaligrafowane na liściu.

2. Następnym przystankiem jest kościół Santa Maria Draperis – mały, ale niesamowicie piękny kościółek, zbudowany w XVI wieku i ufundowany przez Genuenkę Clarę Bartoli Draperis. Niestety, w środku obowiązuje zakaz fotografowania. Wydaje mi się, że unikatowość tego kościoła leży w jego ukryciu – można go łatwo ominąć podczas spaceru. Po prostu bądźcie uważni i znajdźcie bramę, która prowadzi do stromych schodów i budynku z przepiękną mozaiką Matki Boskiej. Kościół jest jednocześnie przytulny i tajemniczy. W niedzielę można pójść do niego na mszę po hiszpańsku, włosku, a nawet po koreańsku.

3. Po kościele Santa Maria Draperis czas na... kolejny kościół. Tym razem jest to największa katolicka świątynia w Stambule – kościół pw. Świętego Antoniego Padewskiego. Kościół jest wart zobaczenia ze względu na swoją piękną ceglaną elewację i neogotycką architekturę. Przy wejściu do kościoła znajduje się pomnik papieża Jana XXIII, nazwanego „Przyjacielem narodu tureckiego”. Zanim został papieżem, był on bowiem ambasadorem Watykanu w Turcji. Spędził wiele lat w Stambule, a za miłość do miasta i ludzi ufundowano mu ten właśnie pomnik.

4. Po tej uduchowionej wycieczce docieramy do Placu Galatasaray w sercu Istiklal. Ten popularny punkt spotkań jest ulokowany między muzeum Klubu Sportowego Galatasaray a niesamowitą bramą liceum o tej samej nazwie. Z tego miejsca możemy z łatwością dotrzeć do ulicy Nevizade – jednej z najbardziej popularnych alei, pełnej kawiarni, barów i restauracji. By wejść w ulicę Nevizade musimy przekroczyć bramę Bazaru Rybnego (Balık Pazarı). Kilka kroków od niego znajduje się inne słynne miejsce – Pasaż Kwiatowy (Çiçek Pasajı) – wspaniały punkt na wieczorny posiłek w towarzystwie tradycyjnego tureckiego trunku – rakı. Trudno oddać słowami atmosferę tego miejsca – trzeba tam po prostu być!

5. Kiedy nakarmimy już naszą duszę i ciało, idziemy dalej – do Centrum Handlowego Demirören. Na początku myślałam, że to tylko kolejny kompleks sklepów, ale po przeczytaniu o jego historii i prawdopodobnej przyszłości zdałam sobie sprawę, że jest to coś wartego uwagi. Demirören stoi na fundamentach XX-wiecznych apartamentowców i późniejszego kina Saray. Zakupiony przez spółkę Demirören Group, został odnowiony i na nowo otwarty w 2011 roku jako pasaż handlowy. Gmach ten wygląda niezwykle okazale i jak dla mnie świetnie wpasowuje się w atmosferę Istiklal. Mówi się jednak, że jego renowacja była przeprowadzona nielegalnie i doprowadziła do ruiny okoliczne budynki.

6. Ostatnim przystankiem na naszej trasie do placu Taksim jest meczet Hüseyina Aği. Nie będę kłamać – nie byłam tam jeszcze, bo meczet jest w renowacji. Ale jak tylko zostanie ona zakończona – jest to numer jeden na mojej liście.

7. Wreszcie docieramy na Taksim (napiszę o nim w osobnym poście ;)). Tu możemy wziąć Tramwaj (Nostaljik Tramvay), który jest nie tylko symbolem Stambułu, ale także jedynym środkiem transportu z placu Taksim do Tunelu. Ma on rzeczywiście bardzo nostalgiczny nastrój – z pewnością szybciej można dostać się z powrotem na nogach, ale nie można ominąć tej atrakcji.

Ale zwiedzanie to nie wszystko. Musimy też jeść i pić. Oto krótka lista obowiązkowych atrakcji podczas wizyty na alei Istiklal.

  1. Lody z ulicy Istiklal – nie są to zwykłe lody. Są po prostu najlepsze! Specjalne punkty sprzedające lody są rozrzucone po całej alei. Można je łatwo zobaczyć (sprzedawcy mają na sobie ubrania w osmańskim stylu) i usłyszeć (bardzo głośno krzyczą i dzwonią specjalnym dzwonkiem). Ich specyficzny gumowy smak
    i konsystencja na długo zapadają w pamięć ;)
  2. Piwo na ulicy Nevizade lub Küçükbeyoğlu – już o tym pisałam: to ulice pełne barów, w których możemy smakować moment nad pysznym piwem Efes :) Jeśli chcecie kupić naprawdę tanie piwo, polecam albo klub Eski Beyrut – popularny wśród Erasmusów ;) (ulica Imama Adnana) albo jedną z knajp na ulicy Bekar.
  3. Turecka herbata/kawa – jest wszędzie! Po prostu wejdźcie w pierwszą uliczkę i od razu znajdziecie się w kawiarni :) Możecie zatrzymywać się na herbatę kiedy tylko chcecie – przeciętna cena to 2 liry (~70 centów).
  4. Kebab? Kumpir? Wafel? – te smakołyki także są na każdym kroku, ale chcę Wam zaproponować moje ulubione miejsce – PatatOs. Nie jest to najbardziej wyszukana knajpa na Istiklal, ale ma dwie duże zalety: po pierwsze, można tam zjeść naprawdę smaczne potrawy, nawet późną nocą. Po drugie, oferują bardzo szeroki zakres przysmaków – nie tylko kebaby, ale także kumpiry (taki duży ziemniak faszerowany czymkolwiek chcemy) i wafle (lokalne słodycze – gofr z czekoladą i owocami) w przystępnych cenach. Naprawdę przystępnych :)
  5. Małże – są w całym Stambule, ale – jak to powiedział mój dobry kolega – nigdy nie smakują lepiej niż po całonocnej imprezie na Istiklal. Miał całkowitą rację! Dwie kosztują lirę, a możemy posmakować świeżych owoców morza faszerowanych ryżem i skropionych sokiem z cytryny. Pycha!

To z pewnością nie wszystko. Po kilku miesiącach w Stambule wciąż czuję, że aleja Istiklal to wielka zagadka. Powoli, ale konsekwentnie zaprzyjaźniam się z nią, choć na początku nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Istiklal może być naprawdę bardzo męczącą ulicą, jako że codziennie przemierza ją kilka milionów ludzi. Jest zatłoczona za dnia, a nocą okazuje się prawdziwym koszmarem. To ulica, która nigdy nie śpi. Idąc nią, trzeba być nie tylko bardzo cierpliwym, ale także niesamowicie zwinnym, by uniknąć wypadku. Ma ona jednak coś, co przyciąga ludzi – z jednej strony można dostrzec luksusowy hotel i modną restaurację, z drugiej – absolutny śmietnik lub obdrapaną spelunę. Mimo wszystko, to właśnie tu bije serce Stambułu.

Egzemplarz Koranu z Sali Tańczących Derwiszy/the Holy Quran from Whrirling Dervish Hall


Jeszcze inny przykład../Another example... [fot. Zofia Olender]
Derwisz/Dervish

Kaligrafia/Calligraphy


Kaligrafia na liściu/Calligraphy on the leaf [fot. Zofia Olender]
Na Istiklal wiele się dzieje.../Istiklal is the place for every kind of events...

Mozaika w kościele Santa Maria Draperis/Santa Maria Draperis mosaic

Kościół św. Antoniego/Saint Anthony Church

Kościół św. Antoniego/Saint Anthony Church

Muzeum Galatasaray/Galatasaray Museum
Bazar Rybny/Fish Bazaar

Oko Proroka jest wszędzie!/The Prophet's Eye is everywhere!

...i Pasaż Kwiatowy/...and Flower Passage

Słodycze, słodycze.../Sweets, sweets...

Zatłoczona aleja Istiklal/Crowded Istiklal Avenue [fot. Zofia Olender]

Nostalgiczny Tramwaj/Nostalgic Tramway


Lody na Istiklal!/Istiklal ice cream!
Najlepsze na Istiklal - małże!/The best on Istiklal - clams! [fot. Zofia Olender]

Merhaba :)

Today I decided to take you for a trip through Istiklal Street, which is probably the most recognizable avenue in Istanbul. It is famous not only for countless cafes, restaurants, shops and clubs, but also – or maybe most of all – because it starts from Taksim Square – the symbol of the city and the heart of recent protests.

Istiklal Street is located in the modern district of Beyoğlu on the European side. It links Taksim Square with the Karaköy district, to which you can get by the second-oldest metro line in Europe – the Tunnel. The name – Istiklal – comes from the Arabic word اِستقلال  (Istiqlāl) and means ‘independence’. The name of this street doesn’t have a long history though; it had been known for centuries as Cadde-i Kebir, ‘Grand Avenue’, and in XIX century the name was changed to Grande Rue de Péra. While walking the street we can still see the remains of this ‘Pera’ period. One proof is the fact that on this 1.5 km long street there is only one mosque and many more Christian churches.

As per suggestion of my priceless National Geographic guide, we started our trip from Tunnel Square, which is where all trips from Karaköy start. I also want to show you Istiklal Street starting from this side. Let’s go! ;)

1. The first stop is the Whirling Galata Dervish Hall – for those interested in Dervish/Sufi history and Islam art lovers. I am the latter, which is why I was not disappointed. Generally, dervishes are Sufi Muslims (although treated by Sunni Muslims as a heresy), whose founder was Jalal ad-Din Rumi, known simply as Rumi or Mevlana (or Mawlana). He created an order named Mewlewi. They are widely known as the Whirling Dervishes.

The Museum shows us a unique collection of musical instruments, daily life and religious objects and a beautiful exhibition of Islam calligraphy. The Hall itself is a room dripping with gold, where we can see the traditional Dervish dance show – sema. The price speaks for itself – it is about 50 lira (~18 euro).

For me, the most breathtaking are examples of calligraphy, which I personally adore. I think it is enough to mention the hand-written Qurans, Ottoman’s tuğras or Quranic quotations calligraphed... on a tree leaf.

2. The second stop is the Santa Maria Draperis Church – a small but incredibly beautiful church built in the 16th century and founded by Clara Bartoli Draperis of Genoa. Unfortunately, it is forbidden to take pictures inside the Church. Its uniqueness lies in the fact that it is so hidden – we can easily miss it while walking through the busy Istiklal Street. Just be careful and find a gate with steep stairs and magnificent mosaic of Holy Mary. The church is cosy and mysterious at once – on Sundays we can participate in masses held in Spanish, Italian and even Korean.

3. After Santa Maria Draperis, it’s time for... another church, the biggest Catholic shrine in Istanbul: the Church of Saint Anthony from Padua. The church is worth seeing for its beautiful red-brick architecture and neo-gothic style. In front of the church, there is a statue of Pope John XXIII, who is known as ‘The Friend of Turkish People’. Before becoming a pope, he was the Vatican’s ambassador to Turkey and spent a lot of time in Istanbul. The statue was erected in recognition of his love for the city and its people.

4. After this rather spiritual trip we reach the Galatasaray Square in the middle of Istiklal Street. This popular meeting point is located between the Galatasaray Sport Club Museum and the marvellous gate of Galatasaray High School. From this place we can easily get to Nevizade Streetone of the most popular streets, full of cafes, bars and restaurants. To reach Nevizade we have to pass the gate of the Fish Bazaar (Balık Pazarı). Just a few steps from the Fish Market there is another famous place – the Flower Passage (Çiçek Pasajı) – a great place for an evening meal accompanied by Turkey’s national alcoholic beverage – rakı. The atmosphere of this area is hard to describe – you just have to be there to feel it.

5. After feeding our soul and body, we are going to the next point – the Demirören Shopping Mall. At first I thought it is just a mall, but after reading about its history and probable future, I realised it is worth writing about. Demirören stands on the fundaments of the early 20th century apartment buildings and, later, the Saray cinema. Bought by the Demirören Group, it was renovated and reopened in 2011 as a mall. The building looks quite impressive and, for me, totally matches the Istiklal atmosphere. However, it is said that the renovation was illegal and damaged some of the neighbouring buildings.

6. The last stop on our way to Taksim is Hüseyin Ağa Mosque. I am not going to lie to you: I haven’t been there yet, as the mosque is in renovation. But as soon as it ends, it is a must on my list :)

7. We finally reach Taksim Square (I will write a separate post about it soon ;)). Here you can take a Nostalgic Tramway, which is not only a symbol of Istanbul, but also the only transportation from Taksim to Tunnel. It is truly nostalgic; you could probably walk the distance faster, but you cannot pass on this attraction.


But visiting is not only about sightseeing. We have to eat and drink, too. Here I present you the musts while visiting Istiklal.

  1. Istiklal Street ice cream – this is not just ice cream. It is the best ice cream in the world! Special selling points are located all over Istiklal Street – you can see them (the sellers wear distinguishing Ottoman-style clothes) and hear them (they shout and ring bells). You will remember their characteristic gum-like taste and texture for a long time ;)
  2. Beer at Nevizade Street or at Küçükbeyoğlu – I wrote about it before: there are plenty of bars where you can savour the moment with a tasty Efes Beer :) If you want to buy a really cheap one, I suggest either Eski Beyrut Club, popular among the Erasmus students ;) (Imam Adnan Sokak) or one of the pubs at Bekar Sokak.
  3. Turkish tea/coffee – it’s everywhere! Just get into the first small street and you will find yourself in a cafe :) You can stop for tea any time you want – the average price is 2 lira (~70 cents).
  4. Kebab? Kumpir? Waffle? – also everywhere, but I want to recommend my personal best: PatatOs. It is not the most sophisticated restaurant on this street, but it has two big advantages: first of all, they serve tasty food, even late at night. Second of all, they offer a wide range of food in one place – not only kebabs, but also kumpirs (a huge potato stuffed with anything you want) and waffles (local sweets – waffles with chocolate and fruits) in reasonable prices. Really reasonable prices.
  5. Clams – they are all over Istanbul, but – as a good friend of mine said – they never taste better than after an all-night party at Istiklal. And he was right! Two cost 1 lira and you can taste them filled with rice and sprinkled with lemon. Delicious!

Of course, that’s not all. After a few months in Istanbul, I still feel that Istiklal Street is a mystery to me. Slowly but consequently, I befriend it, even though we were not good friends at first. Istiklal can be a really tiring street, as millions of people go there every day. It is crowded during the day and it is a real nightmare at night. It is a street that never sleeps. You have to be very patient and quite agile to walk there and avoid an accident. But it has something that attracts people: on one side you can see a luxurious hotel or a posh restaurant, on the other – a pile of garbage or some crappy club. Still, here is where the heart of Istanbul beats.  

Foto: Huzun
Korekta: Agata Ostrowska